Chyba każdy z nas ma przynajmniej jeden taki film, do którego lubi powracać. Z różnych powodów. Być może dlatego, że wiąże się on z miłymi wspomnieniami albo jakimś szczególnym okresem w naszym życiu, może dlatego, że podoba się nam ścieżka dźwiękowa, gra aktorska, bawią nas zabawne dialogi. Albo z tej prostej przyczyny, że oglądanie tego akurat filmu sprawia nam ogromną przyjemność, pozwala się odprężyć i zapomnieć choć na chwilę o troskach dnia codziennego.
Obejrzałam w życiu wiele filmów, zdecydowaną większość z nich zaledwie jeden raz. Zawsze bowiem znajdzie się coś nowego, dzieło filmowe, którego jeszcze nie widziałam, a które bardzo chciałabym poznać. Natrafiłam na wiele filmów rewelacyjnych, poruszających, kilka prawdziwie wybitnych, a mimo to nie zawsze do nich wracam. Jest jednak kilka filmów, które z różnych przyczyn szczególnie sobie upodobałam. Stanowią one dla mnie odskocznię od codzienności, pomagają odpocząć i zrelaksować się, bawią, wzruszają i nigdy, nigdy mi się nie nudzą! Oto kilka z nich.
"Miś" (1980)
Gdybym miała na szybko wymienić kilka kultowych dzieł polskiego kina, Miś z pewnością znalazłby się w pierwszej piątce. Lubię stare, polskie komedie, które wnikliwie i ze sporą dawką humoru przedstawiają absurdy polskiej rzeczywistości z czasów PRL-u. Pełne kultowych scen, doskonałych kreacji aktorskich i haseł, które już na stałe wpisały się w potoczny język Polaków. Nie zliczę nawet, ile razy zdarzyło mi się użyć sformułowania "parówkowy skrytożerca" :-))) Przy tych filmach po prostu nie można się nudzić.
"Moulin Rouge" (2001)
Mam słabość do musicali - przyznaję się do tego otwarcie i bez bicia. Muzyka, taniec i śpiew w filmie niejednokrotnie stanowią doskonałe dopełnienie fabuły, potrafią przekazać wszystko to, co niedopowiedziane, podkreślić emocje w filmie. Obejrzałam Moulin Rouge wielokrotnie i za każdym razem końcówka wyciskała ze mnie litry łez. To piękna historia miłosna z fantastyczną scenografią, barwnymi kostiumami i doskonałą muzyką w tle. Specyficzny klimat Moulin Rouge z pewnością nie trafi w gust każdego widza, dla mnie jednak jest to dopracowane w najmniejszym szczególe arcydzieło (podobnie z resztą jak The Phantom of the Opera - kolejny musical, który uwielbiam i którego nigdy nie mam dosyć).
"Allo 'Allo" (1982-1992)
Brytyjczycy mają na swoim koncie wiele doskonałych seriali komediowych, które bawią do łez. Allo 'Allo nie jest tu wyjątkiem. Co sprawia, że ten serial, którego akcja rozgrywa się w okupowanej przez nazistów Francji, od lat cieszy się ogromną popularnością? Myślę, że tajemnica tkwi w niebanalnym humorze sytuacyjnym i wyrazistych, budzących sympatię postaciach. To jeden z tych seriali, które można oglądać bez końca i wciąż się przy nich serdecznie śmiać. Poza tym jest faktem powszechnie znanym, że nic tak nie poprawia nastroju, jak dawka sarkastycznego, zabarwionego absurdem brytyjskiego humoru.
"Band of brothers" (2001)
Szczerze powiedziawszy nigdy nie przepadałam za filmami wojennymi. Ten stan rzeczy zmienił się wkrótce po tym, jak poznałam mojego męża. To dzięki niemu odkryłam, że filmy wojenne to nie tylko strzelanina, wybuchy i krew. Dobry film wojenny, głęboko osadzony w realiach epoki i z widoczną dbałością o najmniejsze szczegóły tak, by możliwie jak najbliżej odpowiadały rzeczywistości (zarówno pod względem faktów historycznych jak i np. oporządzenia), potrafi wiele nas nauczyć. A jeżeli jeszcze dodamy do tego wciągającą fabułę i doskonałą grę aktorską... taki film niejednokrotnie szokuje, wzrusza, zmusza do głębszej refleksji. Amerykański miniserial Kompania braci to doskonały przykład świetnego kina wojennego. Oglądałam wiele razy i szczerze polecam.
Śniadanie u Tiffany'ego po raz pierwszy obejrzałam mając dwanaście lat i z miejsca stał się on jednym z moich ulubionych filmów. Łączy on w sobie kilka elementów, które bardzo lubię - charakterystyczny klimat starych amerykańskich produkcji z lat 50-tych i 60-tych, urok klasycznej komedii romantycznej oraz postać Audrey Hepburn, która jest nie tylko jedną z moich ulubionych aktorek, ale także moim niedoścignionym wzorem stylu, kobiecego uroku i piękna. Za każdym razem, gdy oglądam film z Audrey w roli głównej, przenoszę się myślami do lat wczesnej młodości i tych wszystkich leniwych, niedzielnych popołudni pachnących domowym obiadem, kiedy to zasiadałam przed telewizorem, by obejrzeć kolejny odcinek programu "W starym kinie". Jednym słowem - uwielbiam.
"Dirty dancing" (1987)
No dobrze, możecie nazwać mnie beznadziejną romantyczką, ale jest coś niesamowicie nastrojowego i sentymentalnego w historii miłosnej Baby i Johnny'ego. Coś, co sprawia, że przypominają się nam nasze pierwsze wakacyjne miłości, pierwsze fascynacje i te wszystkie towarzyszące im intensywne emocje, które nie pozwalały nam spać po nocach. Kiedy jest się młodym, nie istnieją granice, których nie byłoby się w stanie pokonać dla miłości. Za nic mamy wtedy konwenanse, dobre rady dorosłych, a nawet zdrowy rozsądek. Liczy się tylko to uczucie, które nas ogarnia, gdy ukochana osoba jest blisko. Poza tym Dirty dancing już zawsze kojarzyć mi się będzie ze świetną ścieżką dźwiękową i, co tu dużo ukrywać - moją pierwszą filmową fascynacją. Bo tak się składa, że przez pełne dwa dni po obejrzeniu po raz pierwszy tego filmu byłam po uszy zakochana w Patrick'u Swayze :)
"Gone with the wind" (1939)
Przeminęło z wiatrem to klasyka kinematografii, którą moim zdaniem powinien obejrzeć każdy szanujący się miłośnik kina. Fascynująca historia miłosna z wojną secesyjną w tle, pełna przepychu i wyrazistych, wielowymiarowych postaci, wśród których bez wątpienia króluje pełna temperamentu Scarlett O'Hara. Jak dla mnie to zdecydowanie jedna z najciekawszych kobiecych postaci w historii kina - zdeterminowana, gorącokrwista, kapryśna, a jednocześnie silna i bezkompromisowa w realizowaniu osobistych celów. Podobno w poszukiwaniu idealnej Scarlett przesłuchano do roli 1400 kobiet. Moim zdaniem wybór Vivien Leigh był strzałem w dziesiątkę.
"Pretty woman" (1990)
Ok, zgadzam się, Prerry woman zdecydowanie zaliczyć należy do gatunku irytująco przewidywalnych i ckliwych komedii romantycznych z happy endem. Ale chyba przyznacie mi rację, że w swoim gatunku jest to jedna z najlepszych produkcji, która na stałe wpisała się do historii kina. Bo prawda jest taka, że każdy z nas potrzebuje czasami obejrzeć coś lekkiego, przyjemnego, baśniowego wręcz, co odrywa nas od szarej rzeczywistości, napełnia optymizmem i przywraca wiarę w to, że prawdziwa miłość pokona wszelkie przeciwności. Widziałam ten film dziesiątki razy i znam go na pamięć, a mimo to za każdym razem jego oglądanie sprawia mi równie wielką przyjemność. Piękna i młoda Julia Roberts naprawdę cieszy oko, Richard Gere to prawdziwy książę z bajki, a utwór Roxette "It must have been love", który rozbrzmiewa w tle jednej ze scen, od lat należy do moich ukochanych piosenek.
"Shrek" (2001)
Shrek rozpoczął modę na filmy animowane dla dzieci, które, ze względu na humor oraz liczne nawiązania do innych kultowych dzieł i produkcji, równie chętnie oglądane są przez dorosłych. Sympatyczne postacie, zabawne sytuacje i błyskotliwe dialogi, których fragmenty na stałe wkomponowały się w nasz codzienny język, sprawiają, że Shreka można oglądać wielokrotnie bez obaw, że nam obrzydnie (za wyjątkiem tych szczególnych sytuacji, kiedy to nasze latorośle zmuszają nas do oglądania Shreka codziennie przez siedem dni w tygodniu, co jak wiadomo, potrafi skutecznie stłumić wszelką sympatię do bajkowych postaci). Oglądałam i polecam wszystkie części. Mile spędzony czas i dobra zabawa gwarantowane :)
A Wy? Macie swoje ulubione filmy lub seriale, które oglądaliście wielokrotnie?
Podpisuję się pod ,,Moulin Rouge" i ,,Dirty dancing" :) Mi się nigdy nie znudzą filmy z Lousem De Finesem, ,,Kogel Mogel", ,,Poszukiwany, poszukiwana", czy ,,Uwierz w ducha" :)
OdpowiedzUsuń