czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych świąt!

   Wszystkim moim czytelniczkom i czytelnikom życzę zdrowych, radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w nadchodzącym Nowym Roku! Dziękuję, że jesteście :)

P.S. Wszystkich tych, którzy dopytywali się w ostatnim czasie, jak tam postępy z moją kolejną powieścią informuję, że jestem w trakcie negocjowania umowy wydawniczej. Mam nadzieję, że już niedługo będę miała dla Was jakieś konkretne wiadomości :)


środa, 2 września 2015

Udało się!

   Przyznaję, że trochę to trwało, ale w końcu powracam tutaj z radosnymi wieściami - ukończyłam swoją trzecią powieść! Po wielu miesiącach zwątpienia, po tygodniach naprawdę intensywnej pracy, po setkach godzin spędzonych na stukaniu w klawiaturę nareszcie mogę oznajmić, że twórcza część pracy nad książką właśnie dobiegła końca. Uzbierało się tego 459 stron (nieco ponad 914 tysięcy znaków).
   Dziękuję wszystkim, którzy zachęcali mnie do pracy, którzy wspierali mnie w chwilach zwątpienia i wierzyli w to, że mi się uda. Łatwo nie było, ale zmobilizowałam się i przez ostatnie siedem tygodni spędzałam przed komputerem po kilka godzin dziennie. W moim przypadku przełożyło się to na 10-12 godzinne dni pracy i z pewnością nie byłoby możliwe bez pomocy mojej wspaniałej teściowej.



   Przede mną jeszcze redakcja tekstu, zapewne sporo kosmetycznych poprawek, no i rzecz jasna zasięgnięcie opinii kilku moich wiernych czytelniczek (kochane, szykujcie się :-)). Za parę tygodni powieść powinna być gotowa, by wysłać ją do wydawnictwa, a ja oczywiście będę informować was na bieżąco o postępach.
   Nie muszę chyba wam pisać o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa. Włożyłam w tę powieść nie tylko mnóstwo pracy, ale także wiele serca, i jest ona dla mnie ważna pod wieloma względami. Myślę, że porusza sporo istotnych problemów i jej tematyka będzie bliska bardzo wielu kobietom (i mężczyznom także). O szczegółach również będę pisać na tym blogu w najbliższych miesiącach.
   Dzisiaj świętuję i zapraszam was do świętowania razem ze mną! :-)))


sobota, 6 czerwca 2015

Wrażenia po podróży

   Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Dwa tygodnie temu, po udanym urlopie, powróciłam do codziennych obowiązków. Z Polski przywiozłam ze sobą nie tylko stos nowych książek, ale także miłe wspomnienia, szczególnie te związane z moim pierwszym spotkaniem autorskim. Pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować organizatorom Tramway'u Kulturalnego oraz kierownikowi Starobielskiego Domu Kultury za możliwość spotkania się z moimi czytelnikami. Jestem naprawdę szczęśliwa z faktu, że moje pierwsze spotkanie autorskie odbyło się w Starym Bielsku - dzielnicy mojego rodzinnego miasta, w której się wychowałam i dorastałam, i z którą wiąże się tak wiele z moich najmilszych wspomnień.
   Spotkanie przebiegło w kameralnym, bardzo sympatycznym gronie. Ogromną radość sprawiło mi pojawienie się na nim czytelniczek z Katowic, które serdecznie pozdrawiam! Rozmawialiśmy na temat pisania, moich planów na przyszłość, powieści, nad którą obecnie pracuję, a ponieważ sporo z obecnych na spotkaniu osób przeczytało "Niezapominajki" oraz "W poszukiwaniu siebie", pojawiło się też kilka pytań związanych z bohaterami obu powieści. Na wszystkie pytania odpowiedziałam z prawdziwą przyjemnością i mam nadzieję, że po tym pierwszym spotkaniu będę miała jeszcze nie jedną okazję, by to powtórzyć. Wrażenia niezapomniane, bukiet niezapominajek, który dostałam w prezencie od organizatorów prześliczny, a jako ciekawostkę dodam jeszcze, że zbiegiem okoliczności spotkanie odbyło się w Dniu Niezapominajki :)

Na pytania czytelników odpowiadałam z prawdziwą przyjamnością.
Foto Piotr Szczutowski
Dwa egzemplarze z podpisanych przeze mnie książek
trafiły do filii Książnicy Beskidzkiej w Starym Bielsku.
Foto Piotr Szczutowski
Wielkie podziękowania dla organizatorów Tramway'u Kulturalnego!
Foto Piotr Szczutowski
    Na spotkaniu autorskim nie skończyły się jednak moje wrażenia z pobytu w Polsce. Zostałam bowiem zaproszona również do redakcji Kroniki Beskidzkiej, gdzie udzieliłam wywiadu. O dacie jego publikacji wszystkich zainteresowanych poinformuję na swoim profilu na facebooku.
   Udało mi się także odwiedzić po latach liceum, do którego uczęszczałam jako nastolatka, i które stało się jednym z miejsc, w których rozgrywa się akcja "Niezapominajek". Serdecznie dziękuję paniom bibliotekarkom z Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. S. Żeromskiego za przemiłe przyjęcie oraz możliwość poszwędania się po szkole. Miałam okazję nie tylko powspominać lata młodości, lecz także ujrzeć na własne oczy zmiany, jakie w tym czasie zaszły w szkole i porozmawiać z dawnymi nauczycielami.
   Teraz, po powrocie czas zabrać się do dalszej pracy. Podczas mojego pobytu w Polsce usłyszałam wiele pochwał i słów zachęty, za które wszystkim serdecznie dziękuję. Naprawdę wiele one dla mnie znaczą i dają motywację do pracy nad kolejną powieścią. Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się ją ukończyć!

czwartek, 7 maja 2015

Spotkanie autorskie w Starym Bielsku

   Kochani, pragnę zaprosić Was serdecznie na moje pierwsze spotkanie autorskie, które już niedługo odbędzie się w moim rodzinnym mieście. Świetna okazja, by porozmawiać o książkach, o pisaniu i by zadać mi nurtujące Was pytania :-)



niedziela, 15 marca 2015

5 sekretów udanej powieści

   Niedawno miałam okazję sięgnąć po książkę pewnej hiszpańskiej autorki bestsellerów. Zachęcona sporą liczbą pozytywnych opinii oraz ciekawa źródła jej sukcesu, zasiadłam ochoczo do czytania. Niestety dosyć szybko przekonałam się, że ta bestsellerowa powieść to zupełnie nie moja bajka. Po skończonej lekturze zaczęłam zastanawiać się nad tym, co sprawiło, że poczułam się rozczarowana. Bo przecież powieść była i ciekawa, i przyzwoicie napisana, więc w czym tkwił problem?
   W końcu uznałam, że najwidoczniej zabrakło w niej tego czegoś, co sprawia, że dana powieść pochłania mnie bez reszty. Ale czym dokładnie jest "to coś"? To coś, co sprawia, że dana powieść zapada nam, czytelnikom, głęboko w pamięć i w serce? Rozmyślając nad tym doszłam do wniosku, że każdy z nas, zapytany o to, udzieliłby nieco innej odpowiedzi. Bo tak się składa, że ilu ludzi, tyle opinii, i tak naprawdę każda powieść, choćby w naszym odczuciu była naprawdę kiepska, trafi idealnie w czyjś czytelniczy gust.
   Dzisiaj chciałabym Wam zdradzić, co dla mnie, jako czytelniczki, stanowi pięć sekretów udanej powieści.

1. Zręczny styl autora.


   Kiedy sięgam po książkę oczekuję nie tylko relaksu i mile spędzonego czasu. Oczekuję przygody, sporej dawki emocji, bohaterów, którzy staną się mi bliscy oraz fabuły, która porwie mnie w zupełnie inny wymiar. I to nie tylko ciekawą historią i barwnymi postaciami, lecz przede wszystkim stylem, jakim została napisana.
   Styl, ogólnie rzecz biorąc, jest to sposób, w jaki autor ubiera swoje myśli w słowa, często stający się cechą charakterystyczną jego twórczości. Jedni autorzy piszą w sposób prosty i przystępny, unikają kwiecistych porównań, trzymają się standardowego zasobu słownictwa i dodatkowo oszczędnie z niego korzystają wychodząc z założenia, że przerost formy nad treścią powieści nie służy. Inni chętnie podejmują się zabawy słowami, traktując język jak modelinę, z której lepią niejednokrotnie wyszukane i fantazyjne kształty. Z pomocą plastycznych opisów, poetyckich sformułowań i zaskakujących porównań czynią z języka powieści dzieło samo w sobie, spychając akcję na dalszy plan.
   Styl pisania odgrywa bardzo ważną rolę w odbiorze powieści. Nawet najlepszy pomysł na porywającą fabułę może zostać pogrzebany bezpowrotnie pod płaszczykiem mglistych opisów, suchej narracji i języka, któremu zabrakło polotu. Autor musi tak dobierać słowa, by pobudzały wyobraźnię, oddziaływały na zmysły, wzbudzały szczere i głębokie emocje.
    Osobiście nie mam jasno określonych preferencji odnośnie stylu. Może być kwiecisty, może być surowy, ale warunek jest jeden - ma sprawić, że zapomnę o tym, iż czytam. Idealny styl to taki, który przenosi mnie całkowicie w świat literackiej fikcji, sprawia, że czarne literki w mojej głowie przemieniają się w barwne obrazy. A co najważniejsze, żadne zgrzyty w tekście, żadne źle użyte słowo, sztucznie brzmiący dialog, czy męczące opisy nie pojawiają się po drodze, grożąc natychmiastowym wyrwaniem mnie z tego czytelniczego błogostanu. Odlatuję do krainy fantazji i ma to być lot bez turbulencji.

2. Żywy bohater.


Howard i Shirley Millison to
jedni z wielu żywych i wyrazistych postaci
"Casual vacancy"
(na zdjęciu aktorzy występujący w mini serialu
nakręconym na podstawie powieści)
   Wszyscy ci, którym choć raz zdarzyło się przeczytać książkę, w której występowały irytująco papierowe postacie, ręka do góry! Nieraz po lekturze takiej książki aż chce się westchnąć... Taki potencjał, taka ciekawa historia, ale te postacie... Czytając wspomnianą powieść hiszpańskiej autorki towarzyszyła mi totalna, emocjonalna pustka. Wykreowane przez nią postacie do samego końca pozostały mi całkowicie obojętne. Niestety, nie wystarczy stworzyć bohatera, nadać mu imię i opisać kolor jego oczu. Cała sztuka polega na tym, by tchnąć w niego życie, a potem bacznie obserwować, jak się rozwija.
   Czytając powieść oczekuję, że większość występujących w niej postaci (a jeśli nie większość, to przynajmniej główny bohater) wzbudzą we mnie uczucia. To może być podziw, odraza, fascynacja, współczucie, zniesmaczenie, nieważne. Ważne, że w wyniku tych odczuwanych przeze mnie emocji bohaterowie nie pozostają mi obojętni. A jeżeli dodatkowo jestem w stanie w jakimś stopniu się z nimi utożsamić, wtedy satysfakcja z lektury gwarantowana.
   O tym, jak stworzyć ciekawego bohatera pisałam na blogu już wcześniej. Tych, którzy nie mieli jeszcze okazji, zachęcam do przeczytania.

3. Przemyślana fabuła.


   Lubię, kiedy autor daje mi odczuć, że jego powieść jest wynikiem skrupulatnej i rzetelnej pracy, a nie tworem końcowym spontanicznej twórczości opartej na zasadzie "piszę i jakoś to będzie". Jeżeli autor gubi się we własnej historii, wprowadza wątki, z których nic nie wynika, zaśmieca tekst niepotrzebnymi dygresjami i zapomina, że Hela z rozdziału ósmego w rozdziale trzecim miała na imię Zuza, to ja takiemu autorowi podziękuję i w przyszłości będę omijać jego radosną twórczość szerokim łukiem.
   Fabuła powinna stanowić dobrze zaplanowaną i dopracowaną konstrukcję, w której każdy element ma znaczenie, ma jakąś swoją rolę do odegrania. Uwielbiam misternie snute historie, pełne odniesień, szczegółów i epizodów, które z pozoru błache wraz z rozwojem akcji okazują się być istotne. Historie, które zaciekawiają, sprawiają, że tak bardzo pragnę poznać ciąg dalszy, że nie mogę oderwać się od książki. Lubię, kiedy w trakcie czytania stopniowo odkrywam kolejne warstwy fabuły, w których na bieżąco pojawiają się nowe, ciekawe wątki, sprawnie i logicznie powiązane ze sobą w jedną spójną całość. Muszę także czuć, że historia dokądś mnie prowadzi. I wolę, kiedy prowadzi mnie drogą pełną gwałtownych zakrętów i ślepych zaułków. Rozwiązania i zakończenia do bólu przewidywalne są po prostu nudne.

4. Element zaskoczenia.


   W literaturze popularnej ciężko jest uciec od szablonów. Czytelnik z reguły wobec każdego wątku ma pewne z góry przyjęte założenia i oczekiwania, których podłoże stanowią wplecione w naszą kulturę schematy (np. czytając romans z góry zakładam, że miłość głównych bohaterów przezwycięży wszelkie przeciwności, czytając kryminał zakładam, że morderca zostanie wskazany, a jego motywy zdemaskowane). I to w sumie dobrze, spełniając oczekiwania czytelników autor sprawia, że są oni usatysfakcjonowani lekturą. Jednak pewne drobne odstępstwo od reguły, jakieś zaskoczenie, wydarzenie, którego się nie spodziewam, jest tym dla powieści, czym przyprawa dla potrawy. Dodaje jej smaku. Lubię czytać, nie będąc pewną, co przyniosą kolejne strony, jakie jeszcze nieoczekiwane wydarzenia będą miały miejsce. Lubię, kiedy jestem zaskakiwana, kiedy nagle przerywam lekturę, krzycząc w myślach: "Co?!". Kiedy muszę odłożyć powieść, by przetrawić na spokojnie to, co właśnie się w niej wydarzyło.

5. Punkt kulminacyjny i zakończenie, które zapada w pamięć.


   Zdarza się, że kończymy czytać powieść, a na usta ciśnie się nam pytanie: "Czy to już naprawdę wszystko?". Czujemy się rozczarowani, że po tylu godzinach poświęconych na lekturę zostaliśmy z... niczym. Powieść, aby trafić w mój czytelniczy gust, nie może być jedynie zwykłym laniem wody, takim paplaniem o niczym. Musi mieć jakiś z góry przyjęty przez autora cel (np. jego pragnienie, by ludzie spojrzeli na  jakiś problem społeczny z innej perspektywy). Przede wszystkim jednak musi mieć jasno określony punkt kulminacyjny. Wydarzenie, do którego zmierzam wraz z bohaterami od samego początku, którego nadejście instynktownie wyczuwam wraz z rosnącym napięciem, nawet jeśli tak naprawdę nie jestem pewna, co mnie czeka.
   Pamiętacie z mapy georaficznej Dorzecze Amazonki? Rzeka główna z rozległą siecią dopływów, uchodząca do oceanu. Tak właśnie wyobrażam sobie idealnie opracowaną fabułę. Szereg wątków znajdujących swój początek w rozmaitych miejscach, oddalonych od siebie w czasie lub/i w przestrzeni, lecz nieuchronnie zmierzających do głównego nutru powieści i odnajdujących swoje rozwiązanie w punkcie kulminacyjnym. A im bardziej niespokojny i spieniony nurt powieści, im więcej budzi ona w nas emocji i napięcia, tym intensywniejsze doznania czekają nas u jej ujścia, żywiej odczuwany kontrast pomiędzy burzliwą fabułą, a spokojem rozciągającego się przed nami oceanu rzeczywistości.
   Zakończenie, które zapada nam w pamięć nigdy nie pozostawia nas z niczym. Powracamy do naszej szarej codzienności, lecz w sercu pozostaje nam błogość, żal, poczucie spełnienia lub niedosytu, w zależności od tego, czy otrzymaliśmy odpowiedzi na dręczące nas pytania i czy zakończenie autora zbiegło się z naszym własnym upragnionym zakończeniem. Oczywiście z tym bywa różnie. Czasami pisarze podejmują z czytelnikiem grę. Decydują się na otwarte zakończenie, bądź z rozmysłem pozostawiają po sobie nierozwiązane tajemnice. Zagrywka ryzykowna, ale nieraz mogąca okazać się strzałem w dziesiątkę. Bo nic tak nie zapada czytelnikowi w pamięć, jak powieść, która pozostawiła go z tymi wszystkimi tłukącymi się po głowie pytaniami: Co się stało później? A co by było, gdyby? Zamykamy taką powieść, a nasza wyobraźnia jeszcze przez wiele dni działa na najwyższych obrotach, starając się udzielić na te pytania odpowiedzi.
   Oto moich pięć sekterów. Ciekawa jestem, jakie są Wasze. Jakie cechy wspólne posiadają powieści, kóre najbardziej zapadły Wam w pamięć?

sobota, 28 lutego 2015

Moje trzy grosze

   Od niedawna wyrywkowo obserwuję toczące się w sieci dyskusje związane z pewnym konfliktem na linii twórca - krytyk. Otóż pewien autor dokonał krytycznej analizy fragmentu dzieła pewnej autorki. Merytoryczny, w zamierzeniu prześmiewczy i bezlitośnie wytykający błędy - tekst, jakich w sieci wiele. I zapewne po jakimś czasie wpis ten poszedłby w zapomnienie, gdyby nie to, że krytyka została odebrana personalnie, a tekst stał się częścią znacznie większego i toczącego się od dawna sporu o rację bytu tzw. vanity press (dla niewtajemniczonych - termin ten odnosi się do wydawnictw, które pobierają od autora opłatę za wydanie jego książki, w Polsce znanych pod mylną zdaniem niektórych nazwą wydawnictw ze współfinansowaniem). Okazuje się bowiem, że coś, co dla jednych jest jedyną szansą na spełnienie marzeń o wydaniu książki, dla innych jest zaśmiecaniem rynku książki utworami często niespełniającymi podstawowego wymogu poprawności językowej.
   Bardzo rzadko zabieram głos w podobnych dyskusjach, należę bowiem do tych osób, które wolą po cichu przysłuchiwać się argumentom obu stron, a następnie wyrabiają sobie na dany temat własne zdanie, niekoniecznie czując przy tym potrzebę, by się nim dzielić, czy przekonywać do niego innych. W tym jednak przypadku postanowiłam zrobić wyjątek.
   Nie będę rozpisywać się na temat sporu o vanity publishing, ponieważ i tak zapewne nic nowego nie zdołam wnieść do dyskusji. Nie mam także zamiaru wypowiadać się na temat sporu wspomnianego na wstępie. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że moim zdaniem powoli zatraca się w nim jego sedno.
   Tak się bowiem składa, że w interesie wszystkich autorów, bez względu na to, czy wydają swoje utwory na własną rękę, z pomocą vanity press czy też w tradycyjnych wydawnictwach, jest wypuszczanie na rynek książek dopracowanych, przemyślanych, zawierających jak najmniej stylistycznych, gramatycznych czy logicznych "baboli" (o czym pisałam już wcześniej). Wszystkim nam powinno zależeć na tym, by czytelnik czerpał przyjemność z lektury, a nie irytował się z powodu błędów wynikających z pośpiechu czy z braku redakcji tekstu.
   Można przytoczyć wiele argumentów przemawiających zarówno za, jak i przeciw vanity publishing. Można godzinami dyskutować na temat ludzkich gustów, bo przecież każdy z nas ma inne zamiłowania i potrzeby. Można w nieskończoność deliberować nad tym, kto zasługuje na miano grafomana, a kto pisarza, i nie dojść do żadnych jednomyślnych wniosków. Można w końcu spierać się w kółko, broniąc swoich racji i powołując się na wolność (słowa czy też korzystania z dostępnych na rynku wydawniczym rozwiązań). Nie zapominajmy jednak o jednym - bycie autorem książek zobowiązuje. Książki zapewniają rozrywkę, ale także edukują. Pomijając literackie eksperymenty czy też kwestie dialogów, książki powinny być nośnikami poprawnej polszczyzny.
   Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy popełniamy błędy. Sama czasami łapię się za głowę, kiedy na spokojnie czytam własny, pisany w pośpiechu tekst. Dlatego naszym obowiązkiem jako twórców jest zadbanie o porządną redakcję naszych dzieł. Ostatecznie wszyscy mamy prawo do tego, by płacić za porządnie wykonaną pracę, a nie fuszerkę. I mam tutaj na myśli zarówno czytelników, jak i autorów.