Wczoraj na blogu Literacki Świat Cyrysi ukazał się wywiad ze mną. Pośród ponad 50 pytań zadanych przez czytelniczki i czytelników bloga wybrałam 30, na które postarałam się odpowiedzieć szczerze i wyczerpująco. Poniżej przedstawiam Wam fragment, a do lektury całości wszystkich zainteresowanych zapraszam na blog Cyrysi. Organizatorce dziękuję za możliwość zagoszczenia na jej blogu, a wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za ufundowanie nagród. Przede wszystkim jednak dziękuję wszystkim uczestnikom konkursu na najciekawsze pytanie. To dzięki Wam wyszła z tego całkiem fajna (i dosyć długa) rozmowa. Zwycięzcom gratuluję nagród książkowych :)
Marzena Pawlisiak: Jak wygląda Pani typowy dzień podczas pisania?
Ponieważ jestem pracującą mamą trzylatki, nie ma u mnie czegoś takiego, jak typowy dzień podczas pisania. Generalnie moje życie dzieli się na „okresy pisania” i „okresy bez pisania”, przy czym odkąd nasza rodzina się powiększyła, te drugie zdecydowanie przeważają. Bywa, że pisaniem nie zajmuję się zupełnie przez długie miesiące, a potem kiedy nadarza się okazja, wykorzystuję w tym celu praktycznie każdą wolną chwilę. Okresy pisania to z jednej strony mozolna praca i stres, z drugiej – stan euforii i przyjemnego poczucia oderwania od rzeczywistości. Jest to specyficzny czas, kiedy bywam poirytowana i jest mi ciężko skupić się na przyziemnych, codziennych sprawach, ale jednocześnie wraz z kolejnymi postępami w pracy czuję rosnące podekscytowanie. Jeżeli chodzi o porę dnia, to zdecydowanie wolę pisać rano, kiedy jestem wypoczęta i mam „świeży” umysł.
Sarajewianka: Mieszka Pani od 10 lat w Wielkiej Brytanii. Bardzo jestem ciekawa, jakie zapachy kojarzą się Pani z tym krajem, z sytuacjami i wydarzeniami, jakie Pani tam przeżyła, z miejscami, które są tam Pani bliskie?
Wbrew opinii niektórych emigrantów, że w Polsce wszystko pachnie bardziej swojsko, uważam, że angielskie zapachy niczym nie różnią się od naszych polskich. To sentyment i wspomnienia sprawiają, że pewne zapachy kojarzą się nam z naszym krajem czy miastem rodzinnym. Dla mnie wspomnienia z mojego pobytu w Norfolk już zawsze będą pachnieć morzem, różami rosnącymi w naszym ogrodzie, dolatującym z lokalnego baru Fish & Chips zapachem ryby i smażonych ziemniaków. Zapach Norfolk to dla mnie także zapach sklepów ze starociami, zapach wnętrza wiekowej katedry w Norwich, zapach starego pubu i koktajlu Pimm’s pitego nad brzegiem rzeki w gorące, letnie popołudnie.
Megami R: Na swoim blogu wspominała Pani, iż głównymi bohaterkami najnowszej książki są matki i córki. Przedstawiła je Pani między innymi za pomocą zdjęć. W takim razie za pomocą jakich przedmiotów przedstawiłaby Pani samą siebie?
Pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie w taki sam sposób, w jaki przedstawiłam na blogu swoje bohaterki. Myślę, że poniższe zdjęcia mówią o mnie bardzo wiele :)
Izabela81: W „Zapachu wspomnień” porusza Pani wiele ważnych i uniwersalnych tematów - depresja, skomplikowane relacje z najbliższymi, alkoholizm czy domowy terror. Przy czym nie ocenia, ani nie umoralnia Pani swoich bohaterów. Czy było to dla Pani trudne, nie oceniać bohaterów, a tylko w subtelny sposób podpowiadać, gdzie mają szukać pomocy?
Wbrew pozorom wcale nie jest trudno napisać książkę bez umoralniania i bez oceniania. Jednym z moich głównych celów jest zawsze tak budować fabułę, by czytelnik mógł sam wyrobić sobie zdanie na temat każdej postaci. Kiedy piszę, staram się zapomnieć o własnych przekonaniach, nie myślę o tym, co ja zrobiłabym w danej sytuacji, nie oceniam postępowania moich bohaterów, nie zastanawiam się nad tym, jak zostaną one przyjęte przez czytelników. Po prostu pozwalam postaciom iść ich własną drogą, podejmować decyzje, nawet jeśli się z nimi nie zgadzam. W powieściach, które piszę, jest miejsce wyłącznie dla moich bohaterów oraz ich przemyśleń. Owszem, mogę podsuwać im rozwiązania, ale nigdy sama nie jestem do końca pewna, czy z nich skorzystają. Nie pcham swoich bohaterów na siłę w kierunku, który mnie osobiście wydaje się najwłaściwszy, nie zmuszam ich też do zachowywania się w sposób, jakiego oczekiwałby czytelnik. Z tego powodu być może niektóre moje postacie wzbudzają w czytelnikach mieszane uczucia, ale o to właśnie chodzi. Bohaterowie mają przypominać prawdziwych ludzi z wszystkimi ich zaletami i wadami, z błędami, głupimi decyzjami i brakiem obiektywizmu. Mają popełniać błędy i uczyć się na nich lub też nie, zupełnie jak my w prawdziwym życiu. Im więcej emocji budzi bohater, tym lepiej dla powieści, i wcale nie uważam, że muszą być to emocje o pozytywnym zabarwieniu. Dlatego też śmieszą mnie negatywne opinie o książkach wystawiane tylko dlatego, że któryś bohater był niefajny i zachował się tak, a nie inaczej. Ja np. nie polubiłam Scarlett O’Hary, a mimo to uważam ją za doskonale wykreowaną postać, jedną z najlepszych i najciekawszych postaci kobiecych w historii literatury :)
Amanda: Jakie bohaterki są według Pani najciekawsze do wykreowania - te, które mają już bagaż doświadczeń i książka ukazuje, jak przeszłość wpłynęła na życie postaci, czy też takie, które dopiero w trakcie trwania akcji powieści nabierają tych najważniejszych życiowych doświadczeń? Pozdrawiam ;)
Zdecydowanie wolę pisać o młodych bohaterkach, które dopiero wkraczają w dorosłość i nabierają doświadczeń. To niesamowite uczucie towarzyszyć takiej postaci, być świadkiem jej pierwszych potknięć, pierwszych zderzeń z rzeczywistością, pierwszych miłości i pierwszych rozczarowań. Obserwować z boku, jak sobie z nimi poradzi, jak wpłyną one na jej dalsze życie, jak ją ukształtują. Młody bohater jest niczym kawałek drewna w rękach rzeźbiarza. Startujemy z „surowym materiałem”, kończymy na niemal w pełni ukształtowanej dorosłej osobie, którą następnie wypuszczamy w szeroki świat. Do większości moich młodych bohaterów mam bardzo matczyny stosunek, są mi o wiele bliższe, niż dojrzałe postacie. Być może z czasem to się zmieni, może kiedyś napiszę powieść, w której bohaterami będą sami dorośli z przeszłością i z bagażem doświadczeń, ale jak na razie pisanie o młodych jest dla mnie zdecydowanie ciekawsze i atrakcyjniejsze. Może to wynika z faktu, że sama czuję się młoda duchem i wciąż jestem w trakcie nabywania życiowego doświadczenia. Jeszcze wiele przede mną :)
Crazyolka: Zastanawiam się czy miała Pani kiedyś taką sytuację, że przyśniło się Pani jakieś wydarzenie lub cokolwiek i wykorzystała to Pani w swoich książkach? Czy to się zdarza pisarzom? Pozdrawiam.
Myślę, że przytrafia się to pisarzom dużo częściej, niż się nam wydaje. Do znanych powieści, których pomysł zrodził się w głowach pisarzy podczas snu należą chociażby „Misery” S. Kinga, „Frankenstein” M. Shelley czy „Zmierzch” S. Meyer. Sama jestem osobą, która ma bardzo barwne i realistyczne sny, a fabuła większości z nich nadawałaby się na powieść. Czasami zapisuję sceny, wydarzenia, czy zdania z moich snów, które szczególnie utknęły mi w pamięci. Raz zdarzyło mi się nawet rozpocząć powieść opartą na śnie, który miałam. To było kilkanaście lat temu. Niestety dotarłam do trzynastego rozdziału i praca utknęła w miejscu. Nie wykluczam jednak, że któregoś dnia do niej powrócę i ją dokończę, choć gatunkowo i fabularnie odbiega ona od wszystkiego, co napisałam do tej pory.
Oblicza Róży: Co w pisaniu kocha Pani najbardziej?
Jest naprawdę wiele rzeczy, które kocham w pisaniu, ale gdybym miała wskazać na jedną, to myślę, że byłaby to możliwość powoływania do życia bohaterów oraz obserwowanie, jak się rozwijają i zaczynają żyć własnym życiem. Uwielbiam ten moment, w którym czuję, że wymyślony przeze mnie bohater zaczyna „przejmować ster”, zaczyna być sobą, a nie tylko tworem mojej wyobraźni. To jest niezwykle fascynujące doświadczenie. Równie ekscytująca jest świadomość, że nigdy do końca nie mogę być pewna, dokąd zabierze mnie dana powieść, jak się rozwiną jej poszczególne wątki, czym zaskoczą mnie jej bohaterowie. Kiedy zaczynam pisać nową powieść, mam pomysł i mam kilku bohaterów, natomiast cała reszta jest dla mnie z reguły jedną wielką niewiadomą.
Edyta Chmura: Czy trudniej pisało się Pani „Niezapominajki”, „Zapach wspomnień” czy nad każdą książką pracuje się inaczej i nie ma znaczenie, że jest to debiut albo kolejna wydawana historia? Wydaje mi się, że mając większe doświadczenie jest łatwiej, ale z drugiej strony może zwiększają się też wymagania wobec tego, co i jak się pisze? Pozdrawiam!
Nie potrafię stwierdzić, czy którąś z moich powieści pisało mi się trudniej niż pozostałe, natomiast z pewnością praca nad „Zapachem wspomnień” wyglądała inaczej niż praca nad „Niezapominajkami” oraz „W poszukiwaniu siebie”. Przy dwóch pierwszych książkach nie miałam praktycznie żadnego planu. Pisałam „na żywca”. Książki te mają formę pamiętnika, więc wydarzenia przedstawione są tylko i wyłącznie z punktu widzenia głównej bohaterki. Pracę nad „Zapachem wspomnień” natomiast, ze względu na dużą ilość bohaterów i ogrom wątków, musiałam jakoś rozplanować. To była moja pierwsza powieść z zarysem fabuły. Pierwsza pisana z wielu różnych punktów widzenia, co z pewnością stanowiło większe wyzwanie, niż wcześniejsza narracja pierwszoosobowa. Można powiedzieć, że każda kolejna powieść czegoś mnie uczy. Rozwijam się, próbuję nowych form, staram się wyciągać wnioski z doświadczeń. Nie ukrywam także, że z każdą kolejną powieścią staję się coraz bardziej wymagająca względem samej siebie. Myślę, że autorzy, których debiuty literackie odniosły oszałamiający sukces, przy kolejnych swoich powieściach muszą w jakimś stopniu czuć presję i obawę o to, czy zdołają sprostać oczekiwaniom i pokładanym w nich nadziejom. Mogę sobie tylko wyobrazić, jaką presję odczuwałabym będąc na miejscu George’a R. R. Martina, kiedy cały świat z rosnącą niecierpliwością wyczekuje kolejnego tomu Pieśni Lodu i Ognia (ja również!). W moim przypadku jednak (przynajmniej jak na razie) nie ma goniących terminów ani określonych oczekiwań. Mogę pisać w swoim rytmie i o tym, co mi akurat w duszy gra. Z tą świadomością czuję się całkiem dobrze :)
Martucha180: W adresie Pani bloga jest skromny, niebieski kwiatek, który bardzo lubię. Dlaczego niezapominajka? Pozdrawiam serdecznie.
Niezapominajka to mój ulubiony kwiat. Niepozorny, niewymagający, cudownie błękitny (uwielbiam błękitny kolor), piękny w swej prostocie, pozornie delikatny, a jednak wytrzymały, potrafiący wyrosnąć praktycznie wszędzie. Ponadto niezapominajka symbolizuje pamięć, a ja jestem osobą, która pieczołowicie pielęgnuje w sobie wszystkie wspomnienia, szczególnie te związane z bliskimi mi ludźmi. Gdyby ktoś zapytał mnie, z jakim kwiatem się utożsamiam, bez wahania odparłabym, że z niezapominajką :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz